poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Janina Fedorowicz, Joanna Konopińska - "Marianna i róże"


Wszystko zaczęło się od kufra z rodzinnymi pamiątkami, należącego do prababki jednej z autorek, Róży Malinowskiej. Kufer ten, pełen rodzinnych zapisków, dokumentów i listów, stał się kanwą tej niezwykłej opowieści o życiu ziemiańskiej rodziny z Wielkiego Księstwa Poznańskiego, toczącej się na przełomie XIX i XX wieku. Napisana w formie pamiętnika powieść „Marianna i róże” Janiny Fedorowicz i Joanny Konopińskiej, to zapis codziennego życia zwyczajnej rodziny, której przyszło żyć w burzliwych czasach.

W 1891 roku Marianna i Michał Jasieńscy przeprowadzili się wraz z piątką dzieci do Polwicy, w powiecie średzkim w Wielskopolsce. Majątek ten został zakupiony przez Michała po latach pracy w majątku znanej polskiej działaczki, Emilii Szczanieckiej, w Pakosławiu. Pamiętnik Marianny zaczyna się w 1892 roku od odwiedzin jej starszej siostry, Józi, a kończy w 1914 roku, w przededniu wojny, która, jak napisały we wstępie autorki, częściowo zniszczyła, a częściowo na zawsze zmieniła świat, w którym żyła rodzina Marianny.

„Marianna i róże” to książka o fascynująco zwyczajnym życiu średniozamożnej ziemiańskiej rodziny, to pieczołowicie i z pietyzmem zrekonstruowany wycinek nieistniejącego już świata ze swymi tradycjami i zwyczajami, pełen szczegółów zapis życia jakie wiodła rodzina Jasieńskich. „Marianna i róże” to przede wszystkim zapis życia ziemiańskiego domu – chociaż rodzina podróżowała czasem w odwiedziny do krewnych, nad morze lub w góry, w celu podreperowania zdrowia matki Marianny, Róży (zwanej Busią), to życie toczyło się głównie w domu, wokół spraw powszednich. Mamy więc w książce opisy ślubów, pogrzebów, chrzcin, imienin, opisy świątecznych uroczystości, dożynek i innych uroczystości rodzinnych. Są też i opowieści o miłości, rodzinne dramaty, i codzienne drobne sprawy domowe, problemy z nauczycielkami, przygotowania do wyjazdów panienek na pensję, zakupy w poznańskich składach... Są interesujące opisy sukien, ślubnych wypraw, wystroju wnętrz. Na głowie pani domu leżało sprawowanie pieczy nad domowym gospodarstwem, służbą, wychowanie siódemki dzieci, obowiązki towarzyskie. Do tego Marianna wraz z mężem angażowała się w działalność społeczną, mającą na celu krzewienie polskiej kultury, pomoc najbiedniejszym i poprawę stanu polskich majątków, sporo jest więc w książce rozważań na temat wzorowego prowadzenia gospodarstwa, wspomnień o znanych wielkopolskich działaczach i ich pracy. Wszystko to splata się w niesamowicie wciągającą, pełną fascynujących detali i momentami wzruszającą opowieść.

W tle powieści – równie fascynująca historia. Przełom XIX i XX wieku to ostatnie lata zaborów, które dla mieszkańców Wielkiego Księstwa Poznańskiego były szczególnie dotkliwe – postępujące wysiłki władz pruskich zmierzające do germanizacji polskiego społeczeństwa, szczególnie usunięcia języka polskiego ze szkół, napotykały na opór Polaków, wciąż toczyła się walka o zachowanie polskości. Jasieńscy utrzymują kontakty tylko z polskimi sąsiadami, zakupy robią tylko w polskich sklepach. Uczą dzieci – zwłaszcza jedynego syna, Stasia, który musiał uczyć się w szkole w języku niemieckim – poszanowania ojczystego języka i historii. Wśród kart tej opowieści przewijają się też postacie wybitnych i zasłużonych Polaków, których Marianna i Michał znali, lub mieli okazję spotkać. Wzruszają się więc wystąpieniami Henryka Sienkiewicza, Ignacego Padarewskiego, podziwiają prace czołowych polskich społeczników, takich jak Emilia Szczaniecka, biorą udział w przedstawieniach teatralnych, chodzą na odczyty. 

Chociaż „Mariannaróże” to nie jest prawdziwy pamiętnik, nie można zapomnieć o tym, że bohaterowie książki to postacie prawdziwe. Zapiski Marianny przybliżają czytelnikowi nie tylko życie mieszkańców dworku, ale i ich charaktery, osobowości i osobiste problemy. Córki Jasieńskich po kolei dorastają, wychodzą za mąż, rodzą dzieci, Marianna i Michał starzeją się, ich życie zwalnia tempo – posłowie książki to zapisek z 1926 roku, kiedy to państwo Jasieńscy szykują się do przeprowadzki do Poznania. O ich dalszych losach, sprzedaży Ostrowieczka, kupnie mniejszego majątku Żelazno koło Kościana, o przekazaniu majątku synowi, o losach ich dzieci i wnuków w skrócie opowiada sporządzona przez autorki notatka na końcu książki. Można tylko pokręcić z podziwem głową nad gospodarnością Michała, któremu ciężką pracą udało się nie tylko zapewnić dostatnie życie licznej rodzinie, ale i zakupić w 1904 roku większą posiadłość, Ostrowieczko, nad pracowitością i zapobiegliwością Marianny, której udało się szczęśliwie wydać za mąż wszystkie córki. A potem można tylko zamknąć książkę i z westchnieniem żalu odłożyć ją na półkę.

„Marianna i róże” to książka którą gorąco polecam tym, którzy jak ja uwielbiają czytać o życiu prawdziwych ludzi, o dawno minionych latach, o zapomnianych zwyczajach i codziennym życiu. Znajdziecie w niej nie tylko wspaniale nakreślone tło historyczne, stanowiące społeczną kronikę życia pod zaborami na przełomie XIX i XX wieku, wciągające opowieści, ale i fascynujące szczegóły i detale, wycinki z życia zwykłych ludzi, tę niecodzienną codzienność, czyli to, co sama lubię chyba w podobnych książkach najbardziej.

8 komentarzy:

  1. Mam wyrzuty sumienia, książka od paru lat stoi na półce, a Ty jeszcze tak ładnie o niej piszesz:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, u mnie książka przeleżała kilka lat, zanim się za nią zabrałam, zdążyło ją parę osób przeczytać przede mną... Ale polecam, bo to świetna rzecz!

      Usuń
  2. Świetna książka. Przeczytałam ją za sprawą recenzji Padmy i nie zawiodłam się. Do tej pory mam w głowie wykaz rzeczy, które znalazły się w posagu najstarszej córki państwa Jasieńskich :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Srebrny sztuciec, suknie materialne, broszki ozdobne... Mnie ten kufer bardzo ciekawi, bardzo bym chciała go zobaczyć...

      Co tu teraz czytać?!

      Usuń
  3. Chętnie przeczytam. Nie tylko dlatego, że treść może być ciekawa, ale i ze względu na tytuł. Moja córeczka ma na pierwsze imię Marianna, a na drugie Róża. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo polecam. A imię Marianna bardzo ładne, miała też tak na imię bohaterka kolejnej ulubionej książki, "Szkoła narzeczonych". Uwielbiam tę książkę!

      Usuń
  4. Warto przeczytać. Potwierdzam. A piękne imona kolekcjonuję i podsuwam czasem młodym. Tylko słuchać nie chcą. Mamy takie piękne tradycje:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja babcia ma piękne i niecodzienne imię - Amalia. Już ustaliliśmy z UA, że jeśli kiedyś będziemy mieli córkę, to damy jej tak na imię. Moja druga babcia miała na imię Apolonia. Też imię do kolekjonowania. :)

      Usuń