piątek, 3 lutego 2012

Zwodnicza prostota okładek... ("Miss Pettigrew Lives For a Day" - Winifred Watson)


Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy usłyszałam o „Miss Pettigrew Lives For a Day” Winifredy Watson. Chyba kilka lat temu, kiedy zrobiło się o niej głośno dzięki filmowi na jej podstawie. Nagle w bibliotece pojawiły się zamówienia i mnóstwo ludzi zaczęło się powieścią Watson interesować. Nie sugerujcie się skromną okładką wydania – takie są właśnie książki wydawnictwa Persephone Books. Jest to wydawnictwo specjalizujące się w publikacji zapomnianych klasyków XX wieku, głównie powieści, opowiadań i pamiętników napisanych przez kobiety. Wszystkie persefonki wydawane są w zuniformizowanych, szarych okładkach, które niektórym mogą wydawać się zbyt jednolite i nudne, ale gdy tylko czytelnik otwiera książkę, okazuje się, że ta prostota jest bardzo zwodnicza... Za szarymi skrzydełkami obwoluty kryją się przepiękne, kolorowe wklejki, a na pomiędzy kartkami persefonek czeka na czytelnika literacka uczta.
Okazuje się, że im bardziej mi się książka podoba, tym trudniej mi o niej coś sensownego napisać. A „Miss Pettigrew Lives For a Day” Winifredy Watson podobała mi się bardzo! To z pozoru nieskomplikowana opowieść, która kryje w sobie dużą dawkę emocji i dobrego humoru. Panna Pettigrew, zdesperowana guwernantka szukająca pracy, przez pomyłkę trafia do domu panny LaFosse, uwodzicielskiej piosenkarki śpiewającej w nocnym klubie. Jak w czarodziejskiej bajce, panna Pettigrew przeżywa najpiękniejszy dzień w swoim życiu, a my, godzina po godzinie, towarzyszymy jej w jej wędrówce.
„Miss Pettigrew...” to jedna z tych książek, które najlepiej opisuje jedno słowo: „czarująca”. Czytelnik od początku solidaryzuje się z główną bohaterką – nie chcę tu użyć słowa „współczuje”, bo panna Pettigrew wcale nie potrzebuje naszego współczucia. Chociaż początkowo ukazuje się nam jako skromna, cichutka i nieśmiała stara panna, borykająca się z samotnością, brakiem pracy, brakiem perspektyw na lepszą przyszłość, otrzymuje od losu swoją wielką szansę. Za sprawą dobrej wróżki, panny LaFosse, nie tylko dostaje nowe piękne ubrania, ale – tak jak prawdziwy Kopciuszek –spotyka na balu swojego księcia. Nagle okazuje się, że pod nudnym płaszczykiem przestrzeganych zasad, kryje się kobieta, która nie tylko chce być lubiana, kochana, ale też chce się podobać, wyglądać dobrze i czuć się świetnie. Jak kameleon panna P zmienia skórę i zachwyconemu czytelnikowi ukazuje zupełnie nowe oblicze. Niespodziewanie ta niepozorna stara panna, zastraszona i pełna obaw, radzi sobie świetnie z mężczyznami, potrafi pogodzić zwaśnionych kochanków, potrafi gotować i jest świetną towarzyszką dla swojej trzpiotowatej pracodawczyni.
„Miss Pettigrew...” to nie tylko magiczna bajka o współczesnym Kopciuszku, ale i świetna powieść obyczajowa. Chociaż panna Pettigrew nie powinna aprobować sposobu prowadzenia się swojej potencjalnej pracodawczyni, nie może przestać jej podziwiać. W przeciwieństwie do panny Pettigrew, panna LaFosse jest uderzająco piękna, pełna wdzięku, choć przy tym zdezorganizowana i roztrzepana. Surowe obyczaje i zasady moralne są jej obce – w końcu są to lata trzydzieste ubiegłego wieku! Młoda kobieta nie tylko ubiera się w nieprzyzwoicie piękne stroje, chodzi po domu w negliżu, pije i pali, ale w dodatku ma kilku kochanków. Pod jej wpływem panna Pettigrew, wychowana według surowych obyczajów i zasad moralnych, odkrywa, że pierwsze wrażenia mogą być mylne. Że każdy, nawet ona, ma szansę na szczęście, a odrobina szminki, czy sherry przed obiadem, nie musi oznaczać całkowitego upadku moralnego.
„Miss Pettigrew...” to książka pełna humoru, nie tylko opartego na kontraście między dwoma głównymi bohaterkami, ale też obecnego w fantastycznie lekkich dialogach i dowcipnych opisach. Lekkie pióro Winifredy Watson wywołuje nie tylko uśmiech na twarzy czytającego, ale i wręcz chichot. Humor Watson jest (podobnie jak jej bohaterka) subtelny, niewymuszony i pełen wdzięku. Urok tej książki tkwi bowiem w jej prostocie.
Cóż mogę więcej napisać! „Miss Pettigrew Lives For a Day” to książka-klejnocik, cierpliwie czekający na odkrycie. Żeby was dodatkowo zachęcić, wspomnę też o zabawnych ilustracjach ozdabiających książkę, o alternatywnej, kolorowej okładce dla tych z was, którym nie podobają się oryginalne okładki persefonek.
Dajcie „Miss Pettigrew...” szansę! Tym wszystkim, którzy książkę już czytali, przypominam, że Winifred Watson napisała jeszcze pięć innych książek i życzę przyjemnej lektury!

1 komentarz:

  1. Gość: czytanki anki, evdo-78-30-74-158.subscribers.sferia.net
    2012/02/04 17:57:32
    Chętnie dałabym jej szansę, gdyby nie zaporowe ceny w PL.;) Książka często migała mi na anglojęzycznych blogach i amazonie, okładki z paniami nie sposób zapomnieć. Moje skojarzenie to naturalnie Miss Brodie, choć zdaję sobie sprawę z różnic. Opowieści o nauczycielkach i guwernantkach mają coś w sobie, prawda?;)
    dabarai
    2012/02/04 19:28:46
    Cóż, będe samotnie szerzyć pettigrewizm okołoblogowy... A co do skojarzenia z Panną Brodie, to łączy je chyba tylko epoka... Reszta to coś zupełnie przeciwnego.
    Gość: lilybeth, host-217-172-250-11.lodz.mm.pl
    2012/02/05 21:02:52
    Bardzo chcę przeczytać książkę, póki co oglądałam tylko ekranizację - jeśli nie znasz, polecam. Nie mogę porównać z pierwowzorem, ale milo się ogląda.
    lirael
    2012/02/10 14:19:47
    Oj, nie samotnie, bo ja pod wpływem Twojej recenzji postanowiłam ją kupić. :) Ta kolorowa wersja jest tańsza i na nią właśnie się zdecyduję.
    dabarai
    2012/02/10 14:34:06
    Jeeeeee! Oby więcej, Kasia.eire też czyta...! :D

    OdpowiedzUsuń